Studenci przy porodzie? Przeżyłam i...
12/04/2016
Poród to intymne i
magiczne przeżycie. Jedyne w swoim rodzaju. Każda kobieta pragnie,
by jej dziecko przyszło na świat w wyjątkowy sposób. Długo
wybieramy idealny szpital, z namaszczeniem pakujemy torbę do porodu.
Chcemy, żeby ten dzień był nasz – mamy, taty i dziecka. Nic więc
dziwnego w tym, że pragniemy ograniczyć obecność personelu
medycznego na porodówce do minimum – położnej i lekarza.
Studenci zdarzają się
tylko w klinicznych szpitalach?
Ja
tak myślałam, będąc w ciąży. Dość szybko wybrałam, że będę
rodzić w szpitalu wojewódzkim. Czyli nie klinicznym. Myślałam
więc, że studentów tam nie spotkam. A na porodówce powitała mnie
studentka 3 roku położnictwa i zaproponowała podłączenie do ktg.
Możliwe, że w klinicznych szpitalach studentów jest więcej, ale
warto wiedzieć, iż w innych placówkach również się pojawiają.
Czy miałam prawo nie
zgodzić się na obecność studentki?
Nie
spodziewałam się zastać na porodówce studentów, dlatego niewiele
wiedziałam o moich prawach w tej kwestii. Gdy z izby przyjęć
zostałam odprowadzona na porodówkę tam przywitała mnie studentka.
Położnej nie było. Pytania, czy wyrażam zgodę na obecność studentki również nie usłyszałam. Dzisiaj już wiem, że powinno
ono paść. W szpitalach innych niż kliniczne pacjent ma prawo nie
wyrazić zgody na obecność studentów. A w szpitalu klinicznym? Jak
wyczytałam na stronie fundacji Rodzić po ludzku nie
trzeba pytać o zgodę pacjentów na obecność studentów. Jednak
uczestnictwo studentów nie może zaburzać sposobu przeprowadzania
porodu. Co to oznacza? Otóż nie może być tak, że położna
wymyśli sobie, że właśnie dzisiaj pokaże studentom, jak nacina
się krocze, więc natnie je pomimo braku konieczności. A gdyby
położna chciała nauczyć studentów wbijania wenflonu to także
nie można wbijać pacjentce igły, wyciągać i tak kilka razy pod
rząd, by każdy student poćwiczył. Wszelkie działania medyczne muszą być uzasadnione. Trzeba
pamiętać, że dobro pacjentów jest ważniejsze niż edukacja
studentów. Podczas mojego porodu studentka porodu często pytała,
czy może wykonać badanie. Gdy położna sprawdziła, jakie mam
obecnie rozwarcie, studentka pytała, czy również może to
sprawdzić. Oczywiście nie było do tego medycznych wskazań, ale
także nie było dla mnie nieprzyjemne, więc dlaczego miałam nie
pozwolić? W jaki inny sposób studenci mają się uczyć tak, aby w
przyszłości mogli dobrze wykonywać swoją pracę?
A
co ze wstydem?
Należę
do osób, które krępują się u lekarzy. Przed każdą wizytę u
ginekologa zastanawiałam się, w co się ubrać, aby komfortowo
przejść na fotel do badania. I wiecie co? W trakcie porodu jest się
wystarczająco pochłoniętym czymś innym, by zastanawiać się,
jak ja teraz wyglądam i co myśli sobie personel o moich nagich
częściach ciała.
Ilość
ma znaczenie?
W
moim porodzie brała udział tylko 1 studentka. Myślę, że dzięki
temu jej obecność nie zakłócała piękna wydarzenia. Co innego,
gdyby nad moją głową stało kilku studentów. I do tego tylko
biernych obserwatorów. Studentka, która towarzyszyła mi podczas
porodu w pełni w nim uczestniczyła – podłączała pod ktg,
zakładała wenflon, trzymała za rękę podczas skurczu.
Jak
ja to wspominam
Do
szpitala pojechałam sama. Mój partner dołączył do mnie później.
Może dlatego doceniam to, że w tej chwili nie musiałam być sama.
W 1 fazie porodu położna przychodziła rzadko – głównie na
badanie. A studentka? Była ze mną prawie cały czas. Podłączała
mnie do ktg, założyła wenflon, przyniosła mi piłkę, pomogła
pójść pod prysznic. A w miedzy czasie sobie rozmawiałyśmy. Gdy w
szpitalu pojawił się mój partner poszła po niego tak, aby nie
zagubił się w gąszczu korytarzy.
Obecność
studentki oznaczała dla mnie jeszcze jedną pomocną i fachową
osobę blisko mnie. Była zaangażowana i gdybym nie wiedziała, że
nie ma jeszcze dyplomu możliwe, że pomyliłabym ją z
wykwalifikowaną położną. Nie wpatrywała się we mnie, nie stała
nade mną. Pytała o moją zgodę na każdy jej krok.
Dlaczego
jestem za obecnością studentów?
Jeśli
jest to jeden student i w dodatku taki, który interesuje się daną
dziedziną medycyny to jestem jak najbardziej za jego obecnością.
Podejrzewam, że gdybym została zmuszona do rodzenia przy kilku
studentach medycyny, z których żaden nie wiązałby swojej kariery
z ginekologią czy położnictwem to moje wspomnienia nie byłyby tak
kolorowe. Jednak jeśli jest to jeden student (nie ukrywam, że przy
studentce czułam się bardziej komfortowo) zaangażowany w poród to
może nam naprawdę pomóc.
Studenci
w szpitalu mają zdobyć wiedzę i (przede wszystkim) praktykę.
Wiem, że każda ciężarna uważa swój poród za najważniejszy.
Podejmując decyzję o obecności studentów na porodówce może
uwzględnić tylko to, jak ona będzie się z tym czuła. Ma do tego
prawo. Jednak co by było, gdyby wszystkie kobiety nie wpuszczały
studentów? Jak pracowaliby w przyszłości w zawodzie?
Poród
to wydarzenie niezwykłe. Być może to Twój pierwszy poród,
pierwsze dziecko. A i 2, 3, 4 poród jest równie istotny. To w końcu
Wasze dziecko, wasz niezwykły dzień. Chcesz zapamiętać te chwile
jako magiczne, intymne przeżycie. „Banda” studentów jakoś do
tego nie pasuje ale... jedna życzliwa, pomocna osoba? Ja jestem na
tak!
Zastanawiałam
się, jak zatytułować ten post. „Rodziłam przy studentce”?
Mogłoby to sugerować, że była ona tylko biernym widzem. A
przecież wspierała mnie, pomagała, uczestniczyła. Nie jestem do
końca pewna, czy dobrze pamiętam jej imię. Gdybym spotkała ją na
ulicy możliwe, że nie rozpoznałabym jej twarzy. Jednak jestem
pewna, że z zaangażowaniem wykonywała swoje praktyki i już
zazdroszczę wszystkim przyszłym mamom, które będą kiedyś mieć
szczęście rodzić razem z nią.
A
jak wyglądał Wasz poród? Czy uczestniczyli w nim studenci?
Jesteście „na tak”, czy „na nie”?
Poświęciłam
trochę czasu na napisanie tego tekstu. Będzie mi miło, jeśli
podzielisz się swoimi przemyśleniami. Możesz to zrobić tutaj lub
na moim fanpagu na Facebooku – klik.
73 komentarze
Ja nie miałam studentów podczas porodu, ale byli obecnie kiedy leżałam na oddziale ginekologiczno położniczym, nie przeszkadzało mi to, jakoś nauczyć się muszą, nie znają mnie, małe jest prawdopodobieństwo, że jeszcze kiedyś się spotkamy, poza tym nie byłam pierwsza i nie ostatnia :)
OdpowiedzUsuńU mnie z kolei tylko na porodówce ;)
UsuńW ogóle nie robiło to na mnie wrażenia :)
OdpowiedzUsuńNa mnie zrobiło - pozytywne. Aż sama się sobie dziwię
UsuńTa studentka doulowala Ci, dlatego masz takie mile wspomnienia. Dobrze ze byl przy Tobie ktos kto Cie wspierał.
OdpowiedzUsuńPartner też później dojechał ;) ALe w pierwszych chwilach jej obecność dużo mi dała
UsuńJa byłam 15 lat temu taką studentką, fakt troszkę inne czasy ale pamiętam że nie było kobiety która nie życzyła sobie obecności mojej i koleżanek z roku. Pamiętam wiele moich pacjentek i różne porody. Nasze opiekunki grupy robiły dużo abyśmy się jak najwięcej nauczyły ale przede wszystkim pomagały rodzącej.
OdpowiedzUsuńJak widać po 15 latach podejście studentek się nie zmieniło, bo mam z tym miłe wspomnienia
UsuńPrzy drugim porodzie nie było studentów bo urodziłam przed 6 rano ale później na oddziale były bardzo pomocne bo miałam do czynienia ze studentkami A przy pierwszym porodzie a miałam cc był obecny student i nikt mnie o zgodę nie pytał ale też jestem tego zdania że gdzieś muszą się nauczyć zawodu
OdpowiedzUsuńU mnie zakończyło się cc, ale w sumie tam już tylko leżałam i mało mnie interesowało kto co widzi. Przy próbach sn dodatkowe wsparcie było dla mnie bardzo na plus
UsuńW piątek właśnie w moim kierunku padło pytanie czy nie mam nic przeciwko studentom przy porodzie - i jest to trudne pytanie. Opinie są podzielone, a kobiecie która będzie rodzić po raz pierwszy trudno jest podjąć taką decyzję.
OdpowiedzUsuńW moim kierunku właśnie tego pytania nie było (chyba że w amoku przeoczyłam), ale cieszę się, bo możliwe, że bym się wystraszyła obecności dodatkowej osoby, a tak to naprawdę w moim przypadku dobrze to wspominam. Myślę, że dużo zależy czy jest to 1 studentka czy większa ilość, czy jest to studentka danej specjalizacji, czy ogólnie medycyny. No i myślę, że lepiej sprawdza się asystowanie przy porodzie, a nie rola biernego widza. Wtedy kobieta rodząca też ma korzyści ze studentki.
UsuńPodczas mojego porodu obecna była tylko położna. Był środek nocy, poród poszedł bardzo sprawnie, nawet lekarz nie zdążył zajrzeć ;) A tak serio - chyba wszystko byłoby jedno, dopóki poród szedłby dobrze. Gdy coś zaczęłoby się dziać, wolałabym, by nikt nie rozpraszał uwagi położnej i lekarza. Wiem, że studenci też mają sporo wiedzy, ale mimo wszystko ciągle się uczą i czasem ich obeność mogłaby przeszkadzać właśnie doświadczonemu personelowi.
OdpowiedzUsuńJasne, rozumiem to. Możliwe, że wtedy są wypraszani. U mnie co prawda nie wszystko poszło gładko, bo ostatecznie poród zakończył sie cc, ale z braku postępu porodu, ani mnie ani dziecku nie groziło niebezpieczeństwo, więc studentka została i przygotowywała mnie do cesarki
UsuńJa nie widziałabym żadnego problemu w obecności studentów, nawet bym się nad tym nie zastanawiała. Przecież jakoś muszą nauczyć się zawodu. Stresowałaby mnie tylko obecność dwóch egzaminatorów podczas zdawania prawka. xd
OdpowiedzUsuńNo tak, przy porodzie nikt nas nie ocenia, nie egzaminuje jak podczas zdawania chociażby prawa jazdy;)
UsuńU mnie nie było studentów podczas porodu, ale gdybym trafiła na tak zaangażowaną osobę jak Ty, z pewnością chciałabym aby mi towarzyszyła. Ja też dużą część porodu byłam sama i bardzo brakowało mi kogoś, z kim chociażby mogłabym porozmawiać... Swoją drogą takie młode osoby mają zapał, energię i chęć do pracy, inaczej podchodzą do pacjenta, mają całkiem inne podejście niż "stare wygi", które oglądają po 3 porody dziennie. Także myślę, że warto się zgodzić. Oczywiście wszystko w granicach rozsądku. Ale kiedyś muszą się nauczyć ;)
OdpowiedzUsuńDokładnie. Dla takiej studentki to wszystko jest nowe. I chociaż ta, która mi pomagała miała już za sobą sporą część praktyk to jednak wiadomo, że miała za sobą dużo mniej porodów niż położna, wiec i zaangażowanie większe, bo chciałą się tego nauczyć
UsuńJa miałam dwie studentki przy porodzie i szczerze nawet na nie uwagi nie zwracałam.
OdpowiedzUsuńW takich chwilach często się o tym nie myśli. Jedynie w ciąży wyobrażamy sobie, że taka obecność dużej liczby osób będzie nas krępować
UsuńJakoś musza się nauczyć wiec na prawdę dobrze ze są ludzie którzy jednak nie protestują. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńI jak się okazuje takich osób jak ja, które nie protestują jest całkiem sporo.
UsuńPrzy moim porodzie akurat nie było studentów, ale przychodzili z lekarzami na obchód i studentka pobierała mi krew. To było jej pierwsze w życiu pobieranie krwi i szczerze powiedziawszy zastanawiałam się, która z nas pierwsza zemdleje ;)
OdpowiedzUsuńJa trafiłam na chyba bardziej doświadczoną studentkę. Wenflon założyła mi zawodowo, chociaż przy cewniku tuż przed cesarką było już troszkę gorzej
UsuńTo miałaś większe szczęście ;)
UsuńCieszę się, że trafiłam na ten wpis. Jeszcze kilka lat temu sama byłam studentką położnictwa i wspierałam kobiety w czasie porodu. Zgoda na obecność przy porodzie studentów z mojego punktu widzenia jest właściwą decyzją - pomijając fakt, że studenci nabywają doświadczenia, to właśnie są często bardziej zaangażowani i mają większą chęć pomocy w prozaicznych rzeczach jak np. pomoc w pójściu pod prysznic jak było w Twoim przypadku.
OdpowiedzUsuńStudenci położnictwa, aby móc podejść do egzaminu praktycznego na zakończenie studiów, gwarantującego prawo wykonywania zawodu muszą w czasie studiów przyjąć 40 porodów w asyście położnej. Dlatego też ważna jest zgoda pacjentek na ich obecność w czasie porodu. :)
Pozdrawiam ciepło!
Dziękuję za ciepłe słowa. Myślę, że taka liczba porodów pozwoli studentom na wykonywanie swojego zawodu najlepiej jak to możliwe. Ja byłam pod ogromnym wrażeniem studentki, która mi towarzyszyła - zarówno pod względem umiejętności jak i empatii
UsuńKiedyś studenci muszą się nauczyć, nie ma problemu, abym wyrażała zgodę na ich aktywny udział w badaniach, pod warunkiem jednak, że jest to jeden student przy badaniu. :)
OdpowiedzUsuńO tak, dla mnie taka ilość też jest idealna. Gwarantuje to komfort psychiczny.
UsuńPrzy moim porodzie byli studenci. Zarówno przy pierwszym, jak i drugim. Przy pierwszym było o wiele więcej ludzi przy mnie, z racji komplikacji, przy drugim była tylko jedna ucząca się przyszła położna. Była cichutka, jakby jej nie było. Nie widzę nic złego w tym, że są, patrzą i się uczą. Kiedyś muszą.
OdpowiedzUsuńRównież uważam, że od tego są studenci - by się uczyć.
UsuńDla mnie nie było to nic strasznego zarówno podczas wizyty na obchodzie jak i samego zabiegu cięcia cesarskiego.
OdpowiedzUsuńJa zazwyczaj byłam dość skrępowana na wizytach u różnych lekarzy, ale ciąża i poród to specyficzny czas i inaczej zaczęłam patrzeć na niektóre kwestie.
UsuńPodczas mojego porodu nie było w ogóle studentów, jednak była spora liczba lekarzy i położnych :)
OdpowiedzUsuńWyraziłam zgodę zarówno przy pierwszym, jak i przy drugim porodzie. Wychodzę z założenia, ze kiedyś muszą sie nauczyć. Przy drugim za dużo nie zdążyły zrobić, bo poród trwal ok.20-25min
OdpowiedzUsuńGratuluję szybiego porodu ;) U mnie było to 12 godz, więc studentka miała co robić ;)
UsuńU mnie przy porodach studentów nie było, ale przy pobieraniu wycinków histopatologicznych miałam 4-osobową grupkę studentów na sali. Nikt nie pytał mnie o zdanie, ale mi to nie przeszkadzało, bo niby gdzie mają się nauczyć? Z książek? Oni byli bardziej zestresowani niż ja :) Był to szpital wojewódzki.
OdpowiedzUsuńJa również rodziłam w szpitalu wojewódzkim. W sumie to była moja pierwsza styczność ze szpitalem jako pacjentka i wspominam całkiem dobrze
Usuńu nas studentów nie było. tylko same skurcze parte zaczęły się po północy, więc godzina też może mieć znaczenie. Żona rodziła w szpitalu klinicznym. Ja kiedyś usłyszałem hasło, że w szpitalu nie ma wstydu i tego się trzymam. uważam tak samo jak Ty. Jak student ma się przygotować do zawodu, wcześniej nie praktykując. W końcu to ten sam student może odbierać nasze kolejne dzieci. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZ tego co wiem to tam, gdzie rodziłam studenci mieli 2 zmiany praktyk po 12 godz, więc u nas w nocy również byli. Ale to na pewno zależy od szpitala.
UsuńMnie pobyt w szpitalu całkowicie nie wyzbył wstydu, ale jedna życzliwa studentka to dla mnie było jedynie dodatkowe wsparcie, a nie powód do skrępowania.
Ja jestem na tak. Nic tak nie nauczy studentów przyszłej pracy, jak właśnie takie asystowanie. Pod warunkiem jednak pełnego komfortu dla rodzącej. :)
OdpowiedzUsuńRównież uważam, że komfort dla rodzącej jest na pierwszym miejscu. Stąd myślę, że dobrym rozwiązaniem jest właśnie wpuszczanie na porodówkę studentów pojedynczo.
UsuńU mnie przy porodzie nie było studentów. Myślę, że nie miałabym problemu z jedną osobą więcej, ale gdyby to była większa grupa to pewnie bym powiedziała, że mają wyjść.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Mnie pewnie większa ich liczba także by speszyła.
UsuńJeśli byłby to tylko jeden student to pewnie nie miałabym nic przeciwko, w końcu muszą się jakoś nauczyć jak wykonywać swój zawód. A zresztą w pewnym momencie i tak przestaje się liczyć co się dzieje dookoła :)
OdpowiedzUsuńDokładnie, w 2 fazie porodu absolutnie było mi obojętnie
UsuńPoród dopiero przede mną, mam jeszcze 3,5 miesiąca, jednak jakoś nie podoba mi się myśl że byliby przy nim jacyś studenci... gdyby to miała być dokładną kopia twojej historii to można by się zastanowić, jednak mnie stosuje sam fakt porodu więc wolałabym ograniczyć liczbę obcych osób obecnych przy nim. Co więcej, chyba nawet nie chce by mój partner był przy nim, wolę by czekał za drzwiami na korytarzu jednak. Ale rozumiem, że studenci muszą w jakiś sposób nabywać praktyki, dlatego mam nadzieję że nie będę musiała się nad tym zastanawiać i studentów po prostu nie będzie
OdpowiedzUsuńWiesz, mnie przed porodem też wydawało się to krępujące i zbędne. Dziś myślę, że na kilku studentów bym się nie zgodziła, natomiast jedna studentka była mi bardzo pomocna - była dla mnie dużym wsparciem zwłaszcza, gdy mój partner jeszcze do mnie nie dojechał. Ale oczywiście rozumiem, że każdy ma prawo do własnego zdania, to Twój poród i ty jesteś w tym momencie najważniejsza. Jeśli wówczas nie będziesz czuła chęci, by w porodzie uczestniczyli studenci to w każdym innym szpitalu niż kliniczny możesz zaprotestować.
UsuńOba porody miałam bez asysty studentów, ale - po drugim trochę gorzej się goiłam i lekarze przychodzili na wizytację "intymną" chyba z trzy razy na dzień. Raz jeden wparował z całą gromadą studentów - poważnie, ledwo się w sali mieścili! I ja, na oczach wszystkich, musiałam odsłonić moją "muszelkę", nie zbyt atrakcyjną w danym momencie, he he ;) Tak czy owak dopiero potem dotarło do mnie co się wydarzyło - nikt nie pytał się mnie, czy studenci mogą sobie popatrzeć, heh. Może nie musieli? Jedna rzecz bardzo pocieszająca - studenci-mężczyźni byli o wiele bardziej zażenowani ode mnie ;)
OdpowiedzUsuńJeśli to był szpital kliniczny to zgoda nie jest konieczna. W każdym innym szpitalu - trzeba zapytać. Stąd dobrze znać swoje prawa przed pobytem w szpitalu.
UsuńMyślę, że na Twoim miejscu również czułabym się skrępowana. Dla mnie studentka byładobrym rozwiązaniem, bo nie była tylko widzem, ale uczestnikiem, pomagała mi, wiec wydaje mi się, że się nie "wgapiała" w moje intymne części ciała.
Jestem szczęśliwa, że to przeczytałam wiesz? Sama jestem pielęgniarką i choć uważam, że tak naprawdę uczymy się dopiero w pracy, to bardzo cenne jest wsparcie pacjentów dla nas, młodych adeptów medycyny, jeszcze podczas studiów :). Od chorych nie tylko otrzymałam wiele słów wsparcia i chęci do współpracy, ale także zdarzyło mi się słyszeć, że owe studentki bywają delikatniejsze i dokładniejsze niż już pracujące osoby. Coś w tym chyba jest, nie zjada ich jeszcze rutyna. Pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa. I zdecydowanie zgadzam się z tym, że często od studentów pacjenci doświadczają więcej empatii chociaż oczywiście jest wiele położnych z powołania, które pomimo dużego stażu dalej wykonuja pracę z pasją. W moim przypadku może było też tak, że połozna przychodziła tylko co jakiś czas, bo dla niej 1 faza porodu była już swietnie znana, a studentka chciała towarzyszyć nawet wtedy, bo dla niej było to nowe doświadczenie.
UsuńJa rodziłam dwa razy i studentów nie było, ale co racja, to racja, poród to jest takie wydarzenie, że już nam wszystko jedno, chociaż grupa studentów wpatrująca się w krocze i szepczących sobie do ucha, to na pewno by mi przeszkadzało... dobrze wiedzieć o swoich prawach :)
OdpowiedzUsuńMnie nie do końca było wszystko jedno, więc właśnie myślę, że taka grupka wpatrujących się studentów by mnie nie ucieszyła. Ale jedna studentka - mnie się podobało;)
UsuńPamiętam jak w pierwszej ciąży znalazłam się na patologii ciąży i nagle podczas badania słyszę, dawać studentów to ciężki przypadek ani się obejrzałam a otoczył mnie winek studentów...no cóż od tamtej pory jakoś dziwnie nie wstydzę się wizyt u ginekologa:p
OdpowiedzUsuńFajnie, że tak pozytywnie do tego podchodzisz :) Praktyka w studiowaniu jest bardzo ważna, a nawet powiem, że najważniejsza i nie może jej zabraknąć. Dobrze, że pomimo obecności studentki czułaś się komfortowo :)
OdpowiedzUsuńJa miała styczność ze studentami już po porodzie na obchodach. Była ich tatarska horda. Miałam trochę opory, ba nawet pierwszego dnia byłam wielce oburzona ich obecnością. Ale szybko doszłam do porozumienia ze zdrowym rozsądkiem. Oni się gdzieś muszą nauczyć. Chociaż uważam, że personel mógłby jednak pytać pacjentki o zgodę albo przynajmniej informować.
OdpowiedzUsuńJa miałam studnetów, zgodziłam się na nich bo było mi już wtedy wszystko jedno :) Pamiętam, że było ich trzech, w tym jedna dziewczyna. Młodzi, chyba dopiero zaczynali...tak na prawdę nic nie robili, tylko stali i patrzyli. Jacyś tacy wystraszeni byli :)
OdpowiedzUsuńChoć mnie osobiście temat nigdy nie będzie dotyczył, wyciągam z Twojego artykułu jeden ważny wniosek. Otóż warto, szczególnie w ważnych dla nas sprawach poznać swoje prawa. Jestem przekonany, że żyłoby nam się o wiele lepiej, gdybyśmy je poznali odpowiednio wcześnie.
OdpowiedzUsuńNie chciałabym...
OdpowiedzUsuńTeoria a praktyka to dwie różne sprawy. Studenci tez się kiedyś musza nauczyć. Jednak warto aby pacjent też miał coś do powadzenia. Sama nie jeszcze nie planuje dzieci więc trudno wypowiadać mi się w tej kwesti :)
OdpowiedzUsuńMnie przy drugim porodzie student zakładał znieczulenie. Poinformowała mnie o tym położna, zapewniła, że robił to już pod nadzorem i na pewno nie będę królikiem doświadczalnym. Wychodzę z założenia, że do personelu medycznego trzeba mieć zaufanie, bo przecież w 98% im też chodzi o nasze dobro. A studenci muszą się przecież nauczyć, jak wykonywać przyszły zawód.Także podobnie jak Ty, jestem na tak
OdpowiedzUsuńPrzypomniały mi się czasy studenckich praktyk do zawodu nauczyciela i wtedy także nie wszyscy chcieli mieć praktykanta, który ciągle patrzyłby komuś na ręce, czy to opiekunowi stażu czy też uczniom.
OdpowiedzUsuńU mnie przy rodzeniu łożyska i późniejszym "ogarnianiu" była jedna studentka, ale za to jak już leżałam na poporodowym to tłum studentów chodził z lekarzem na obchód i na przykład musiałam świecić kroczem przed nimi. W pierwszej chwili się zbulwersowałam, ale później pomyślałam - na kimś muszą się nauczyć- kiedyś przecież mogą odbierać poród moich znajomych, czy mojej córki. I w sumie jakoś to przezyłam :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńhttp://matkowac-nie-zwariowac.blogspot.com/
Szczerze? Nigdy bym się nie zgodziła, na ani jedną osobę. Za dużo w trakcie studiów było imprez z medycyną, nazwiska pacjentów nigdy nie padają, ale opisy są tak obrazowe, że jakbym spotkała kogoś na ulicy, to zapewne bym poznała. Młode to i często fiu-bzdziu w głowie. W szpitalu klinicznym, na ginekologii akurat MUSZĄ zapytać o zgodę- dwukrotnie w takowym leżałam i łącznie z tym, że wyprosiłam stażystów (nie studentów, na pytanie "dlaczego", odpowiedziałam "dlatego, że proszę, a MAM PRAWO żądać". I bez dyskusji). Inna sprawa, że zostałam tak konkretnie okaleczona na ginekologii, że sprawa ląduje w sądzie...
OdpowiedzUsuńJednak ci studenci muszą zdobyć kiedyś doświadczenie. W końcu oni kiedyś będą lekarzami i będą nam pomagali. Jeżeli dobrze odbędą praktyki, to będą później lepszymi lekarzami. Teoria to nie wszystko przecież :)
OdpowiedzUsuńPrzy moim drugim porodzie była młoda Pani doktor, a raczej "prawie" doktor. Okazała się sto razy bardziej pomocna niż doświadczony Pan ordynator
OdpowiedzUsuńJa mam mieszane uczucia.Rozumiem, że to praktyka, jednak gdyby przy porodzie bylo kilkoro studentów w tym młodych mężczyzn, jednak bym się krępowala i raczej nie wyraziłabym na to zgody. Może dla studentek tak jednak dla panow? Chyba nie.
OdpowiedzUsuńJa swoj poród odbyłam w szpitalu klinicznym. Wybrałam wlasnie ten ze wzgledu na wadę z którą wiedziałam, że urodzi się moj synek.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że drażniły mnie te pielgrzymki by obejrzec dziecko, wiem, że przyszli lekarze muszą się uczyć, a dziecko z taką wadą trafia się rzadko, stąd kazdy chciał pokazać uczniom ten wyjątkowy przypadek. No wlasnie, wszystko jest dobrze dopóki jesteśmy traktowani po ludzku, gdy już stajemy się przypadkiem na liście kontrolnej- coś jest nie tak. W pewnym momencie powiedziałam STOP. I nic się nie stało- personel uszanował moją decyzję.
Bardzo fajnie, że poruszyłaś tę kwestię.
Przyznam szczerze że ogromnie mnie irytuje, wręcz złości kiedy prawa pacjenta, a już zwłaszcza w trakcie tak intymnego wydarzenia jakim jest poród, są łamane
OdpowiedzUsuńNie chcialabym, zeby studenci byli obecni przy moim porodzie. Za bardzo bym sie krepowala. W Twoim przypadku to byla tylko jedna osoba i to kobieta, a jak wparuje tlum facetow to nie jest komfortowe dla kobiety.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony muszą się nauczyć, a jednak z drugiej dla wielu osób poród, to niezwykle intymna sprawa, więc się nie dziwię, że część odmawia. Tak czy owak szacunek dla każdej kobiety, która się zgadza rodzić przy studentach.
OdpowiedzUsuńA ja jako facet,jestem tym oburzony,ze jakis studencik patrzyl sie na krocze mojej zony.I mam zal do niej,ze pozwolila.Byla juz po porodzie kilka dni,wiec mogla ptzemyslec to jak ja bede sie czul.I mozecie po mnie jechac ze nieczuly i takie tam,ale takie sa moje odczucia i nic tego nie zmieni.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń